wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 7. 'Orły'

'Ja i Ty mamy drogę, którą musimy przebyć,
gdy świat daje w dupę, a wiatr nie wieje w plecy...'~Vixen - Orły

Zeszła na dół trzymając w rękach swoją torbę. Trener spojrzał na nią z lekkimi wątpliwościami. Poprosiła go, wręcz ubłagała, by zabrał ją ze sobą do Kolonii na Final Four Ligi Mistrzów. Klara nie chciała chodzić za nimi krok w krok, a tylko odwiedzić swoje, jakby nie patrzeć, rodzinne miasto. Tu spędziła najwięcej czasu.
- Obiecuję się nie wychylać – rzuciła. Wenta spojrzał na swoją córkę i parsknął śmiechem. Mówiła to takim tonem, jak wtedy gdy wyjeżdżał do Hamburga a ona zostawała ze swoją mamą w Kolonii.
- Ja wiem, wiem – oznajmił i złapał za jej bagaż. Blondynka zatonęła w uścisku mamy, która życzyła jej bezpiecznej podróży. Wyszła z domu i podeszła do samochodu taty. Zajęła miejsce po stronie pasażera czekając na rodzica cierpliwie. Zerknęła na telefon. Koniec mają był bardzo ciepły. I słoneczny. Nałożyła na nos okulary.
                                                        ~*~
Trener spojrzał na Klarę, która tonęła w morderczym uścisku Musy. Chorwat uśmiechnął się do niej. Zaśmiał się cicho. Nie mógł zabronić jej przyjaźnić się z Musą. Ona wprowadziła go w rzeszę Kielc. Ona pomagała mu stawiać pierwsze kroki. I teraz po prostu się przyjaźnili. A trener nie mógł w jakikolwiek sposób odseparować córki od nich. Spojrzała na Chorwata z rozbawieniem szczypiąc jego policzek.
- Gdzie jest twoja broda? - rzuciła z rozbawieniem.
- Przegrałem zakład i musiałem to zgolić – oznajmił z niezadowoloną minom. Blondynka uśmiechnęła się szeroko opierając ręce na biodrach. Zeljko spojrzał na nią z nieukrywanym uśmiechem. Klara to po prostu Klara. Obecnie była powściągliwa i spokojna. Chociaż doskonale wiedział o co chodzi. Był mimowolnym obserwatorem jej życia. To do niego dzwoniła gdy była sama i chciała usłyszeć czyiś głos. Była jego młodszą siostrzyczką, którą chciał mieć. A zostało mu tylko dwu braci.
- Wyglądasz jak nastolatek – oznajmiła mrużąc oczy a po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu.
-Rozumiem, że ta urocza dama to córka naszego wspaniałego stratega? - usłyszała za sobą. Odwróciła się i natknęła na właściciela klubu. Mężczyzna uśmiechnął się do niej szeroko. Odpowiedziała mu tym samym.
- Dzień dobry – rzuciła.
- Bardzo dobry – wyciągnął dłoń w jej kierunku – Miło mi poznać. 
Servaas jestem – oznajmił.
- Mnie również. Klara – poczuła jak właściciel całuje jej dłoń
- Masz spojrzenie swojego taty – oznajmił. Skinęła głową dziękując. 
                                                        ~*~
Siedziała w towarzystwie Bartka i Musy obserwując jak samolot wzbija się w powietrze. Nie bała się latać, chociaż sam moment startu i lądowania ją przerażał. Założyła słuchawki na uszy i zatonęła w głosie Lady Pank. Mimo upływu lat dalej uwielbiała polską scenę rockową. Chodziło jej o lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte. Była sceptyczna jeśli chodzi o współczesnych wykonawców. Złapała za książkę leżącą w jej torebce.
- A tata co ci powiedział jak oznajmiłaś mu o chęci lotu z nami? - Bartek zabrał jej słuchawki. Blondynka wyciągnęła głowę w nadziei, że ojciec jej nie słyszy.
- Wściekł się. Nie będę latać z wami. Ale jakbym powiedziała, że chcę tu lecieć sama to byłoby identycznie – wyjaśniła patrząc na niego. Jurecki uśmiechnął się szeroko. Wentówna czuła się tu bez wątpienia swobodnie. Z każdym z zawodników miała dobry kontakt. I o to chodziło. 
                                                        ~*~
Trener spojrzał na córkę. Wciągnęła w płuca powietrze miasta. Wyglądała tu zupełnie inaczej. Złapała za swoją walizkę i spojrzała na ojca.
- Jak podróż? - objął ją ramieniem
- Psychopatycznie dobra – oznajmiła z rozbawieniem. Trener zaśmiał się cicho. Miała naprawdę co wspominać podczas samej podróży. Uniosła wzrok i spojrzała na Loserta, który wyglądał nieciekawie.
- Aa... Vienio nie lubi latać. Usypiamy go na czas podróży – rzucił beztrosko jej tata, a ona wywróciła oczami. Już miała dosyć. Nie sądziła, że jej ojciec jest w stanie przerzucić sposoby odciągania Klary od podróży samochodem, w dzieciństwie, na swojego zawodnika.
- Masochista – mruknęła. Roześmiał się i ruszyli do busa. Poprawiła kucyk, który mozolnie związała w samolocie. W czym przeszkadzali jej namiętnie Shrek z Bartkiem Tomczakiem. Po pięciu minutach miała ochotę ich wykopać z maszyny. 
                                                        ~*~
Spojrzał na nią jak machając im wychodzi na miasto. Po rozpakowaniu się oni mieli za zadanie położyć się przespać chwilę. Klara oznajmiła na wejściu, że wychodzi na miasto. Rozpakowała się, wzięła szybki prysznic i obecnie stała za drzwiami obracając się na wszystkie strony. Zagryzł wargę. Nawet przez całą podróż nie mógł z nią porozmawiać. Niby nic, a jednak zachowanie Chorwata go drażniła. Traktował ją jak księżniczkę. A podobno była sama! Nie wiedział jak to interpretować. Zawrócił do pokoju. Może i prześpi się chwile. To będzie najlepsze. Blondynka zatrzymała się przy hali, gdzie za dwa dni chłopacy będą walczyć tytuł Mistrza Europy. Uniosła głowę. Zmieniło się tu wiele. Nie pamięta jak wyglądała hala przed. Ale nie tak. Uśmiechnęła się szeroko i zerknęła na telefon, który oznajmił jej o nowej wiadomości. Ściągnęła brwi. Żeljko ją przerażał czasami. Znaczy był strasznie opiekuńczy. Chyba miłość do brakującej, młodszej siostry przelewa na Wentównę. Ale czasami przesadzał. Nie wiedziała jak to zinterpretować. Karolinę traktował zupełnie inaczej. A przecież tylko się przyjaźnili. Tylko albo aż. Mogła zadzwonić do niego w środku nocy a on będzie w stanie wysłuchać jej. Nie liczyła już , ile razy płakała mu do słuchawki. Wolała zadzwonić do Musy. Jeśli miała jakiś problem. Tylko do niego. Uśmiechnęła się. Była jego łącznikiem z drużyną, gdy tu się pojawił. Nie był zagubiony. Ale na pewno przerażony. Znalazł się sam, w dziwnym kraju i jeszcze dają mu za przewodnika jakąś babę, która do szyi mu nie dosięga. Jednak szybko znaleźli wspólny język. I trwa to do dzisiaj. Żeljko był człowiekiem nader narwanym ale również stanowczym. Potrafił Klarze wybić wiele pomysłów z głowy. Ruszyła dalej obserwując miasto w którym spędziła najlepsze lata swojego życia. Niekończące się imprezy, długie noce i to grupowe zakuwanie. Charakterystyczne na swój sposób ale również budujące. Ulica Świętego Michała była po prostu ucieleśnieniem marzeń każdej kobiety, która lubi zakupy. Butiki, budki z ciuchami, centrum obuwia. Najwięcej kobiet tu można było spotkać. Przecięła ulicę z nieukrywaną fascynacją. Wrócić do starych czasów było najważniejszą rzeczą dla której tu przyjechała. 
                                                        ~*~
Parsknęli śmiechem. Po kolacji rozpierzchli się po hotelu. Klara siedziała z Jureckimi i Koparą przy bilardzie. Żadne z nich nie potrafiło grać dobrze, ale ubaw mieli z tego nie zły
- Nie śmiej się. Z naszej drużyny ty grasz najlepiej – Bartek Tomczak uchylił się przed lecącym kijem Wentówny.
- Bo poker to moje drugie hobby – oznajmił ruszając zabawnie brwiami. Parsknęła śmiechem. Jak ten człowiek może być aż tak nadpobudliwy? Westchnęła siadając przy stoliku.
- Nie boisz się, że tata zobaczy? - Jurecki odwrócił do niej wzrok, gdy po raz kolejny wróciła do stolika z piwem. Uniosła brew.
- Bardziej boje się, że jak nie skończę pić to ktoś będzie musiał mnie zaholować do pokoju – odparła. Parsknął śmiechem.
- Aż tak źle masz?
- Coś tak czuje, że tak – mruknęła. Brunet uśmiechnął się szeroko. Spojrzał na nią jak w skupieniu trzymała szklankę w dłoniach.
- To się nie bój. Znajdzie się tu wielu – rzucił a ona parsknęła śmiechem. Poczuła jak gaz z piwa ucieka jej nosem.
- No to żeś dowalił – otarła łzy – Wolę sama, bezpiecznie tam dotrzeć – mruknęła. Zaśmiał się widząc jej pełną dezaprobaty minę. Wyglądała przekomicznie. 
                                                        ~*~
Impreza zakończyła się w momencie, w którym Mateusz Jachlewski zasnął przy stole. Zamilkli wszyscy widząc jak skrzydłowy wesoło chrapie i nic nie robi sobie z hałasu panującego przy stoliku. Trener i kilku zawodników już od kilku godzin spało. Pozostali, wraz z Wentówną siedzieli przy stolikach. I zdawali sobie sprawę, z tego, że jutro nie będzie zbyt wesoło.
- Zostawiamy go? - Bartek Jurecki pogłaskał śpiącego skrzydłowego po włosach.
- Nie bądź świnia, nie bądź cham – mruknął Cupic wstając. Parsknęli śmiechem. Klara podniosła się i poczuła jak zawirowało jej w głowie. Oparła się o ramię najbliżej siedzącego. Bartek Tomczak spojrzał na nią.
- Dzidzia odholujesz córkę trenera do pokoju? Bo ja chce jeszcze żyć – odparł. Michał podniósł wzrok i spojrzał na blondynkę.
- Spoko. Se pójdę – odparła prostując się.
- A później już nie zagram bo twój tata mi nogi z dupy powyrywa – mruknął Jurecki wstając. Ściągnęła brwi i spojrzała na niego z wyrzutem. Złapał ją za ramię i powoli ruszyli. Pozostali śledzili ich wzrokiem. Klara za wszelką cenę chciała iść sama. Czekali aż Michał straci cierpliwość. Po chwili dziewczyna pisnęła czując jak brunet podnosi ją.
- Jasna cholera, Jurecki – warknęła -Puść mnie – dodała machając rękoma.
- Pod pokojem – rzucił
- To zarzygam podłogę – zagroziła. Michał spojrzał na nią. Oczywiście, że nic sobie z tego nie robił.
- A mogę o coś zapytać? -postawił ją na schodach. Uniosła wzrok.
- Słucham – poprawiła koszulkę. Zerknął na nią.
- Co jest z tobą i Musą? - zatrzymała się i uważnie spojrzała na bruneta. Co on kombinował? Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Nie była aż tak trzeźwa, żeby w środku nie skacząc. Przez te kilka miesięcy ich znajomości, polubiła go. Bo był nadpobudliwie złośliwy. Ale dla niej uroczy.
- Przyjaźnimy się – oznajmiła spokojnie. Na te słowa jego oczy dziwnie zabłysły. Ruszyła na górę czując jak Misiek dalej jej towarzyszy.
- Tylko?
- A myślałeś, że coś więcej?
- Zastanawiało mnie to tylko – rzucił obronnie.
- Żeljko traktuje mnie jak młodszą siostrę, którą musi się opiekować – odparła wchodząc na korytarz. Uśmiechnął się. On sam mógłby się nią zaopiekować. Gdyby tylko pozwoliła. Ale Klara trzymała się tak dziwnie na dystans. I była bardzo opanowana. Nie wiedział co myśli, co czuje. Miała dziwny wyraz twarzy. Ale nie potrafił do niej dotrzeć.
- Dziękuję za dopilnowanie mnie – zatrzymała się przed drzwiami do swojego pokoju. Zatrzymał się. Uniosła głowę przypatrując mu się w skupieniu.
- Całą przyjemność po mojej stronie – odparł. Uśmiechnęła się szeroko. Stanęła na palcach i cmoknęła jego polik. Zaskoczony spojrzał na nią
- Dobrej nocy panie Jurecki – mruknęła i zniknęła za drzwiami. Osłupiały i skołowany wpatrywał się w ścianę oddzielającą go od blondynki. Co to miało być? Co... zaskoczony zdał sobie sprawę, co się stało przed chwilą. Zaklął pod nosem. Traci głowę. Chciał... Wiele rzeczy. Ale nie wiedział na ile to traktuje blondynka. Czując się lekko pijanym odwrócił się i ruszył w kierunku swojego pokoju. 
-------------------------------------------------------------------
Mamy puchar! I to nie miało prawa sie skończyć inaczej

Teraz czekamy na Final4. Kolonio nadchodze! 

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 6. 'Oni mówią samotność.'


 'Musisz uciec, ale nie wiesz którędy masz iść 
i gubiąc kluczyk gubisz ich...' ~Buka - Oni mówią samotność

Siedziała w swoim pokoju odcinając się po raz kolejny od świata. Ani Bartek ani tym bardziej Magda nie rozumieli jej wstrętu do ludzi. Po prostu chciała być sama. Kilka dni temu wróciła do statusu singla, dwa dni temu rozprawiła się z Marcelem ostatecznie. I chce sobie to ułożyć w głowie, odpocząć. Bo nie da się od tak, za pstryknięciem palca, zapomnieć, zresetować swój umysł i zniszczyć przeszłość. Do tego ta całą sytuacja. Nigdy nie widziała Marcela w takim stanie. Spojrzała na swój nadgarstek. Zaczerwienienie zniknęło, ale nadal bolało jak diabli. I ta rozmowa z Michałem. To co jemu powiedziała i co otrzymała w zamian. Trochę go rozumiała.
                                                  ~*~
Zerknął na telefon. Po raz kolejny kobiecy głos poinformował, że abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem sieci. Nie był zaskoczony tylko zaniepokojony. Od dwu dni Klara była niedostępna. Od tamtego wieczoru i tamtej rozmowy. Nie pojawiała się na hali ani u Magdy. Jakby w ogóle jej tu nie było. Zszedł do samochodu po zakończonym treningu.
- Co masz taką minę? - Shrek spojrzał z zaciekawieniem na brata.
- Klara... Znaczy nie mogę się do niej dodzwonić – mruknął wkładając torbę do bagażnika.
- Normalne – starszy Jurecki obszedł samochód, otwierając go. Michał podniósł głowę zaskoczony.
- Słucham?
- Klara tak ma. Wyłącza się, znika na kilka. A później wraca tak jakby nic się nie stało – odparł Bartek wsiadając do samochodu. Michał spojrzał na pojazd analizując to co powiedział mu brat. Bo ona nawet na takiego odludka nie wyglądała. Wsiadł do samochodu i złapał za telefon. Po chwili namysłu odłożył go na swoje miejsce. Skoro chce być sama, on nie będzie się narzucał.
                                                  ~*~
Odwróciła głowę rzucając ciche zaproszenie, dla osoby stojącej za drzwiami. Uśmiechnęła się szeroko widząc swojego tatę. Chciała ukryć swoje rozczarowanie tym wszystkim. Nadgarstek udało jej się uchować przed przenikliwym wzrokiem rodzica. 
- Mogę? - zamknął cicho drzwi
- Jasne – odwróciła się do niego.
- Martwimy się o ciebie – zaczął trener ze znaną sobie bezpośredniością. Klara zerknęła na niego unosząc brew.
- To znaczy?
- od momentu gdy wróciłaś wydaje nam się, że jesteś jakaś taka zamknięta w sobie – rzucił a blondynka spuściła wzrok wzdychając cicho. Tata miał rację. Odseparowała się od wszystkich. Ale to wynikało tylko z tego co obecnie przechodziła.
- Tak – mruknęła – Ale to chodzi o... Tato doskonale wiesz, wszyscy wiecie co się stało. Ale nikt nie potrafi zrozumieć, że teraz chce po prostu na jakiś czas być sama. Chcę sobie to wszystko w głowie poukładać – rzuciła patrząc na niego. Nie lubił gdy przypatrywała mu się pełnym wyrzutu wzrokiem. Naturalne było to, że się martwił. Był ojcem, a jego dziecku stała się krzywda.
- A nie powinno być na odwrót? - uniósł brew – Nie powinnaś teraz bawić się? Przecież znowu jesteś sama, jesteś młoda...
- Nie – wcięła mu się w słowo – Zbrzydł mi tłum i ludzie. Tak na serio to ja nie chce iść gdzieś i przypatrywać się tym wszystkim zakochanym parom. Przecież kilka tygodni temu byłam taka sama – rzuciła zaciskając palce ze złości. Była zła sama na siebie. Za swoją głupotę. Trener spojrzał na nią z dezaprobatą. Usiadł obok obejmując ją ramieniem. Oparła się o niego ufnie.
- To się nazywa syndrom związku. Byliście ze sobą kilka lat, planowaliście ślub i wspólną przyszłość. A teraz, będąc samą, boisz się. Że nie poznasz już nikogo wartościowego. A to nie prawda. Nie ten, to następny – na te słowa blondynka prychnęła.
- I mówi to ktoś, kto od prawie trzydziestu lat jest żonaty – rzuciła. Chociaż miał trochę racji. Bała się samotności.
- O nie, nie. Sam byłem w podobnej sytuacji. Nim poznałem twoją mamę, związany byłem z inną kobietą. Rozstaliśmy się bo ona była w Polsce a ja w Niemczech. I myślałem wtedy, tak jak ty teraz, że nikogo już nie spotkam takiego. A tu ci proszę. Mam świetną żonę i jeszcze lepszą córkę. Jest mi dobrze i nie żałuję tego – cmoknął jej czoło
- Dlatego nie rozpatrujmy przeszłości, nie planujmy zbyt oddalonej przyszłości. Skupmy się na teraźniejszości – oznajmił. Zaśmiała się cicho. Dla niego zawsze zostanie małą dziewczynką, która uwielbiała zbierać jego medale i pluszowe koty. Która patrzyła na niego z wyrzutem, gdy jechał do Hamburga na kolejne tygodnie pracy.
- Tato – odsunęła się od niego. Spojrzał na nią na znak, że słucha.
- Czemu ty od zawsze byłeś przeciwny żebym się przyjaźniła z zawodnikami – uniosła brew. Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie. Po chwili westchnął cicho widząc w jej oczach wyczekiwaniem.
- Bo widzisz. To jest oddzielanie spraw prywatnych od zawodowych. Bo jeśli ty związałabyś się z jakimś moim zawodnikiem to jak ja mam z nim później postąpić, jak mu na meczu spadnie forma? - spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- A czemu pytasz? - dodał po chwili.
- Bo nigdy mi tego wyjaśniłeś – oznajmiła.
- A ty i tak nie posłuchałaś – mruknął. Zaśmiała się cicho. Trener zawtórował jej. Po prostu taka była.
- I masz z ich formą jakiś problem? - uniosła brew. Mężczyzna spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Nie – na te słowo uśmiechnęła się promiennie. Tata był przewrażliwiony na tym punkcie. I wszyscy o tym wiedzieli. Nigdy żaden z zawodników nie mówił o Klarze głośno przy trenerze. To dla niego był temat tabu. 
                                                  ~*~
Siedział przed telewizorem rezerwując bilety na kolejny mecz. Denis zaproponował mu wypad na żużel. Zastanawiał się też nad tym co powiedział mu Bartek. Była odludkiem w którego zmieniła się narwana osoba. Co było tego przyczyną? Naprawdę zależało mu na kontakcie z nią. Nie wiedział czemu. Może dlatego, że była w podobnej sytuacji jak on. Czuła to samo co on. I na pewno mógł powiedzieć jej wszystko co czuje. Westchnął cicho. Była jaka była, a on nie mógł sobie odpuścić tego od tak. Przy Klarze nie musiał nawet udawać, że wszystko gra. Rozumiała go. I dlatego czuł wewnętrzną potrzebę poznania jej. Oderwał głowę od komputera słysząc pukanie. Kogo o tej porze tu niosło?
- Klara? - zdziwił się widząc blondynkę za drzwiami. Uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć. Nie przeszkadzam? - spojrzała na niego.
- Nie, wejdź – odsunął się umożliwiając jej wejście. Spojrzał na nią zamykając cicho drzwi.
- Co się stało?
- Chciałam cie przeprosić za tą sytuację z Marcelem – odwróciła się w jego kierunku. Słysząc jej słowa prychnął z pogardą.
- Żałuje, że tak lekko go potraktowałem – oznajmił patrząc na jej nadgarstek owinięty bandażem.
- Stało się. Każdy z nas przez coś obecnie przechodzi. I wiem, że każdy na moim miejscu by postąpił identycznie – wyjaśnił patrząc w jej oczy.
- Nie każdy jest tak uparty jak ty – pokręciła głową. Uśmiechnął się szeroko. Usiadła na kanapie. Zajął miejsce obok niej.
- Fakt... Ale – złożył ręce – posłuchaj. Mamy za sobą naprawdę gówniany okres swojego życia. I czy tego chcemy czy nie spotykamy tę drugą osobę – spojrzał w jej oczy. Uniosła głowę.
- A spotykasz swoją byłą żonę i ona rzuca się na ciebie z pięściami? - uniosła brew patrząc w jego oczy. Spuścił wzrok czując ból na wspomnienie Joanny.
- Co się z tobą działo? - szybko zmienił temat. Otwierała usta, żeby coś powiedzieć. Ale dostrzegła w jego oczach ból, więc zrezygnowała z tego.
- Odpoczywałam. Znaczy wiem o co ci chodzi. Ja czasami potrzebuje tego. Zamknąć się w domu i unikać ludzi. A widziałam, że próbowałeś się dodzwonić, więc jestem tu żeby ci powiedzieć, że jestem cała – oznajmiła. Mówiła to tak lekko. Zauważył że uwielbiał z nią rozmawiać. Wypowiadała się płynnie i swobodnie. A do tego czasami chciała spokoju. Jak każdy człowiek. Potrzebowała tylko swojego towarzystwa, żeby uspokoić wszystko co ją gryzło. 
---------------------------------------------
Boguś, Boguś... Tatuś roku ;)

Pucharu już nam nie zabiorą!

sobota, 11 maja 2013

Rozdział 5. 'Droga do celu'


 'jestem pewien i dzisiaj już dobrze wiem
żeby spełniać sny muszę trzymać ster
' –
B.R.O – droga do celu ft Grizzlee

Zaśmiała się cicho. Siedzieli przy stoliku w jednej z kawiarni. Nie spodziewała się, że Jurecki okaże się tak przezabawnym facetem. Zerknęła na swoją szarlotkę i parsknęła śmiechem.
- Proszę cie – spojrzała na niego – Tom i Jerry to klasyka kreskówek. I nawet Buggs nie jest w stanie im tego zabrać – rzuciła. Roześmiał się w głos.
- Ale czemu?

- No bo – wyprostowała się na krzesełku – On ciągle ganiał za tą myszą. A jak już niby miał w garści, to ka booom i nie ma – oznajmiła spokojnie. Po jego twarzy przeszedł cień uśmiechu.
- Ja i tak wolę strusia pędziwiatra – odparł. Wywróciła oczami. Nie sądziła, że mógł być tak dziecinny.

                                                          ~*~
Spojrzeli na ludzi kroczących obok nich. Siedzieli na ławce przed ratuszem. W dłoniach trzymali kubki z kawą.
- Muszę ci powiedzieć, że masz świetny akcent – rzucił. Spojrzała na niego zaskoczona. Po chwili uśmiechnęła się szeroko.

- A wiesz jak trudno nauczyć się polskiego? - zaśmiała się – Dalej mam z tym problem. Znaczy mieszam języki – wyjaśniła.
- Urodziłaś się w Niemczech? - wsparł się na oparciu.- Tak. I dopóki nie poszłam do liceum to przenosiliśmy się z tatą. Ale później zostałam z mamą w Kolonii a tata do nas przyjeżdżał, albo my jechałyśmy do niego na weekend. A później dostał kierownictwo polską kadrą – zaśmiała się – Pamiętam jakby to było wczoraj. Wchodzi do domu i mówi, że wyprowadzamy się do Polski. Znaczy rodzice się wyprowadzili a ja dalej siedziałam w Kolonii. I w ciągu roku zapomniałam wiele z języka polskiego – dodała. Spojrzał na nią. Oczy i kształt nosa odziedziczyła bez wątpienia po swoim ojcu. Zastanawiał się tylko, skąd wziął się jej charakter. Nie była porywcza. Analizowała wszystko powoli. I mówiła spokojnie. To mogło się wziąć się z tego, że pilnuje słów. Jednak miała w sobie coś co kazało wszystkim traktować ją poważnie.
- To skąd się tu wzięłaś? No bo wiesz siedziałaś w Kolonii a twoi rodzice tutaj. Szczerze przez kilka lat myślałem, że trener jeszcze się dzieci nie dorobił – odparł. Na te słowa Klara roześmiała się w głos. Uśmiechnął się na wspomnienie tego dziwnego przeświadczenia.
- A kiedy ci się to zmieniło?
- Jak zobaczyłem twoje zdjęcie na jego biurku. Na jakimś zgrupowaniu. I to było dziwne, że woził ze sobą zdjęcie swojej żony i jakiejś młodej dziewczyny – odparł. Pokręciła głową.
- Miałam tam skończyć szkołę. Po tym miałam przyjechać do Polski, tu studiować i spędzić całe życie – mruknęła. Uśmiechnął się.
- A ty stąd nie jesteś – spojrzała na niego. Pokręcił głową.
- Nie. Z Kościan. To niedaleko Poznania

- Aaaa! - usiadła wygodniej -Pyry, ćmiki, szkieły i chynchy – na te słowa roześmiał się w głos. Klara uśmiechnęła się. Gdy śmiał się w kącikach jego oczu pojawiały się kurze łapki. I czasami zabawnie się zacinał.
- Coś w ten deseń – skinął głową.
- A potem co. Głogów, Berlin, Kolonia i Kielce. Całe życie gdzieś – odparł – Tu siedzę najdłużej bo trzeci sezon. I nie narzekam. Do tego kadra – dodał po chwili namysłu. Zamilkła wpatrując się w mijających ich ludzi. Nie wie ile czasu tu już siedzą. Ale przy nim sekundy jakoś inaczej płynęły. Po prostu był inny. Miał w sobie pokłady pozytywnej energii ale mimo to nie szczędził złośliwych uwag. Może i nie wobec niej. Ale słyszała jego rozmowę przez telefon. Chociaż nie powinna tego robić.
- A ja tylko Kolonia, Kielce. No i Bałtyk. Mam chyba miłość do morza odziedziczoną w genach – oznajmiła cicho. Podniósł wzrok aby ją lepiej słyszeć.
- Jak to?- Do Polski zaczęłam jeździć do taty na zgrupowania. Wiesz chciałam poznać kraj moich rodziców. Cały czas tylko Niemcy i Niemcy. A kiedy tata dostał możliwość pracy to ja byłam ciekawa. Jak tu jest, bo to co czytałam nie przekładało się na prawdę – spojrzała na niego. Jego ciemne tęczówki właśnie teraz przypominały barwą kawę z mlekiem.
- I tam poznałaś Bartka? - odwrócił wzrok czując to ciepło, które rozsyłała wraz ze swoim spojrzeniem. Na te słowa roześmiała się cicho.
- Dokładnie. Po dwu dniach powiedział, że mam przed nim nie uciekać bo i tak będziemy się przyjaźnić – wyjaśniła, a on zaśmiał się w głos.
- No on jest do tego zdolny – mruknął – A Magdę jak poznałaś? - uniósł brew upijając łyk kawy. Skrzywił się. Nie była już zbyt ciepła.
- Prawie mnie przejechała, bo myślała, że podrywałam Shreka – mruknęła. Na te słowa zaskoczony spojrzał na nią. Jego bratowa może i była szalona. Ale nie miała w sobie nic z psychopaty. Blondynka zagryzła wargę, a on roześmiał się w głos. Jej się ten wybuch również udzielił.
                                                              
  ~*~
Siedział w samochodzie przed jej domem od kilku godzin. Jej mama przywitała go dosyć chłodno i oznajmiła, że Klary nie ma. Zachodził w głowę o co im chodziło. Najpierw zniknęła jego narzeczona, a teraz gdy chce to wyjaśnić jego niedoszła teściowa traktuje go z pogardą. To nie było możliwe żeby Karolina powiedziała Wentównie o wszystkim. Przecież mieli umowę. Zerknął na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia a po blondynce nie było śladu. Do rana tu poczeka. Może wyjechała, może jest gdzieś w klubie. Podniósł wzrok na ulicę. Dostrzegł cień dwu postaci idących w jego kierunku. Usiadł wygodniej w fotelu. Zaskoczony spojrzał na Klarę w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Szli, wesoło rozmawiając. Widział jak trzymała go pod ramię. Wziął głęboki wdech poznając w towarzyszu blondynki, Michała Jureckiego. Wiedział, że jej ojciec jest trenerem Vive Targów Kielce. Ale wiedział również, że trener stara się odseparować swoją jedynaczkę od zawodników. Wysiadł.
                                                                  
  ~*~
Była już niemożliwie śpiąca. A Michał uparł się, że ją odprowadzi. Szli właśnie ulicą przy której mieścił się dom jej rodziców, gdy rozległ się trzask drzwi od samochodu. Nie zwrócili na to uwagi. Bardziej byli zajęci wspominaniem wesela, na którym ona poznała jego. Michał był zbyt przejęty całą fetą, żeby to pamiętać.
- Klara – usłyszeli a blondynka zatrzymała się gwałtownie. Brunet spojrzał na nią z zaskoczeniem. Ten głos ona pozna wszędzie. Zadygotała patrząc na swojego towarzysza z rosnącą paniką. Nie wiedział za bardzo co się dzieje. Puściła jego ramię i powoli odwróciła się do zbliżającego się mężczyzny.
- Co ty tu robisz? - starała się żeby jej głos brzmiał naturalnie.
- Ja się o to powinienem zapytać – stanął kilka metrów od niej – Wracam z Zakopanego a moja narzeczona zniknęła. I to zabierając wszystkie swoje rzeczy – rzucił beztrosko. Zadygotała czując jak ból znów w niej goreje.
- Daruj sobie. Jak bardzo byłeś pewny tego, że się nie dowiem? - spojrzała w jego oczy, czując jak do jej napływają łzy. Marcel uniósł brew czując jak osuwa mu się powoli grunt spod nóg.
- O co ci chodzi? - rozłożył bezradnie ręce. Dziewczyna jęknęła zaskoczona. Jak on pięknie kłamał. A ona była głupia. Pojedyncze łzy spłynęły po jej twarzy na wspomnienie każdej chwili spędzonej z Marcelem.
- O Laurę. Wiem wszystko i uwierz. To nie ma sensu – rzuciła zdławionym głosem. Każda kolejna łza pozwalała jej się uwolnić. Od bólu i wspomnień. Z nienawiścią wpatrywała się w mężczyznę, z którym miała spędzić resztę swojego życia.
- Jak mogliście? - jęknęła cicho. Michał zaskoczony wpatrywał się w parę. Klara ledwo trzymała się kupy żeby nie wybuchnąć. A ten facet był dla niego dziwnie niebezpieczny. Nie może teraz jej zostawić.
- A czy to ważne? - wzruszył ramionami – Wsiadaj i wracamy do Krakowa – wskazał głową na samochód.
- To wracaj – mruknęła.
- Słucham? - zaskoczony złapał ją za nadgarstek. Poczuła ból i swoistym odruchem złapała jego przegub.
- Nie wracam z tobą – na te słowa wzmocnił uścisk.
- Puść. To boli – rzuciła z wyrzutem zapierając się w chodnik. Nie poznawała go. Wzięła głęboki wdech i uniosła nogę celując w nerkę. Kopnięcie było idealne. Czuła jak traci panowanie, ale Marcel puścił jej rękę upadając z łoskotem. Udało jej się tylko cudem uniknąć zderzenia z chodnikiem. Wyprostowała się i spojrzała na osłupiałego Michała. Poczuła gorąco ściśniętego nadgarstka.
- Co to było? - szepnął.

- Aaa... Kiedyś na judo chodziłam – oznajmiła. Wszystko nagle potoczyło się błyskawicznie. Marcel zerwał się na równe nogi.
- Zabije cie, zdziro! Żadna kurwa nie będzie na mnie podnosić ręki – warknął i ruszył na blondynkę. Jednak ponownie osunął się na chodnik pod morderczym prawym sierpowym Jureckiego. Klara poderwała się zaskoczona i usunęła się w bok patrząc na to co tam się działo. Zabolało. To co powiedział i to co się działo. Oprzytomniała i złapała rękę bruneta zanim ten ponowił cios.
- Michał – szepnęła z niepokojem. Wyprostował się i spojrzał na nią. Blondynka wpatrywała się w niego błagalnym wzrokiem. Opuścił rękę.- Pożegnaj się z Klarą i obierz kierunek Kraków. Bo później nie będę tak łaskawy – dodał obejmując ją ramieniem. Czuł jak blondynka dygocze z nerwów i żalu. Ruszyli w kierunku jej domu. Teraz nie mógł jej zostawić. Powoli odwrócił wzrok. Marcel wstał i ocierając twarz z krwi wpatrywał się w nich.
- Wejdziesz na chwilę? - spojrzała na niego. Delikatnie skinął głową. Po chwili siedział w kuchni przed kubkiem herbaty. Kątem oka zerknął na zaczerwieniony nadgarstek. Zazgrzytał zębami ze złości.
- Przepraszam – usłyszał jej cichy głos – Miałeś właśnie okazję poznać mojego byłego narzeczonego – stała do niego plecami czując jak łzy ściekają po jej twarzy. Otarła je wierzchem dłoni. Nie bolało nic jak to jedno zdanie które rzucił. I to, że próbował ją uderzyć.
- Były? - zdziwił się odkładając łyżeczkę na talerzyk.- Z Krakowa wróciłam, nie dlatego że skończyłam drugi kierunek – odwróciła się do niego.
- Studiowałam tylko jeden kierunek. Ale to nie ma znaczenia. Marcel miał kochankę. Znaczy nie kochankę – wzięła głęboki wdech.
- Moja przyjaciółka urodziła córkę, której ojcem jest właśnie jest Marcel. Nie potrafiłabym... - zagryzła wnętrze polików żeby tylko nie rozpłakać się. Spojrzała w podłogę. Brunet wpatrywał się w nią zaskoczony. Poczuł do niej nieopisaną sympatię. Bo mogła go zrozumieć. Bo przeżyła coś podobnego do niego.
- Wiem co czujesz – rzucił. Podniosła wzrok na niego zaskoczona. Siedział przy blacie wpatrując się w swoją prawą dłoń.
- Jeszcze w poniedziałek widziałabyś tu obrączkę. Moja żona odeszła – podniósł wzrok – Nie wiem czy do kogoś innego. Ale po prostu zażądała rozwodu i wtedy właśnie mój mały świat po prostu padł – mruknął. Obserwowała jego oczy. Jak goreje w nich ból i upokorzenie. 

---------------------------------------
Tum turum tum... 

Taaaadam!