niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 1. 'z samym sobą'

Tylko nie uwierz w walkę – ludzie kontra ludzie
Sam ze sobą walczysz więc uważaj na iluzję...
”- Donatan – z samym sobą ft Sokół
         

Chaos który panował w jej wnętrzu znikł zupełnie kiedy wjechała do Kielc. Podjęła absolutnie słuszną decyzję. Nie ma sensu tam wracać, bo do kogo. Narzeczonego – kłamcy? Przyjaciółki – oszustki? Poczuła jak ponownie zawartość żołądka się wywraca. To był szok. Dwa dni chodziła jak w amoku i gdy zamykała oczy stawała przed nią ta mała pyzata buzia należąca do Laury. Jej narzeczony prowadził podwójne życie. O idiotka z niej! Zagryzła wargę powstrzymując ponownie łzy. Jak Marcel mógł jej to zrobić?! Jak ona mogła być tak głupia, że Karolina nagle odsunęła się od niej po urodzeniu Małej. Dlaczego łyknęła tanią bajkę o obowiązkach jak owocowe żelki? Zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy tłumiąc furię w zarodku. Co za sens wracać do Krakowa? Teraz jak nie ma tam nic? Była głupią i szczęśliwą. Żyła w cudownym związku z cudownym człowiekiem, z którym chciała się zestarzeć. A on co? Miał drugą dziewczynę i niespełna dwuletnią córkę. Czemu ma być ta drugą lub pierwszą i znosić cierpliwie to, że jest jeszcze inna kobieta. To że była to jej przyjaciółka to sprawa drugorzędna. Poczuła się oszukana, naiwna, brudna i samotna. Bo nikt nie będzie potrafił ją zrozumieć. Zjechała z małej obwodnicy kierując się na przedmieścia, gdzie mieścił się dom ich rodziców. Nie widziała innego sensu, niż wrócić do domu. Tylko w Kielcach czuła się bezpiecznie. I wiedziała, że tu będzie mogła w spokoju stawić czoła całej chorej sytuacji. Wciągnęła powietrze w płuca głęboko zatrzymując się przed masywną bramą oddzielającą działkę od ulicy. Większą część ogrodzenia porastał stary bluszcz. Dom schowany był za starą jabłonką na której od zawsze wisiała jej huśtawka. Ciemna blacho dachówka pokrywała dom od niedawna ale nie ujęło to budynkowi uroku. Zatrzymała się przed bramą i wysiadła. Równo przycięty trawnik ciągnął się wśród oczka wodnego, altanki, kamiennego grilla i klombów z kwiatami o które jej mama dbała. Podejście do drzwi wyłożone pstrokatą kostką brukową było równe i niezaśmiecone przez jakąś trawkę. Na wjeździe do garażu dostrzegła samochód ojca. Zadygotała. Zawsze to z nim miała najlepszy kontakt. Chociaż z mamą też rozmawiała bez jakichkolwiek problemów. Podeszła do bagażnika i wyjęła jedną walizkę. Pozostałe dalej spoczęły w samochodzie i czekały aż je zabierze. Postawiła walizkę na chodniku i skierowała się do drzwi. Drżącą ręką nacisnęła dzwonek. Nie mówiła im absolutnie nic, że przyjeżdża. Usłyszała kroki i drapanie w drzwi. Uśmiechnęła się na myśl o Juki. Kotka zawsze tak reagowała na kogoś przy drzwiach. 
- Klara? - spojrzała na matkę, która zaskoczona otworzyła drzwi.
- Cześć – rzuciła czując jak drapie ją w gardle.
- Kochanie – zatonęła w uścisku rodzicielki i poczuła się bezpieczna. Poczuła się, że tu da sobie radę z tym wszystkim.
- Wejdź – wciągnęła ją do budynku. Klara odstawiła walizkę i zaczęła nerwowo się rozbierać. Kobieta spojrzała na nią z zaciekawieniem. Coś ją ewidentnie gryzło. Nie mogła tylko zgadnąć co się stało.
- Tata jest? - spojrzała na matkę.
- Tak. Dopiero co z hali wrócił – wyjaśniła. Blondynka weszła do pokoju dziennego czując się niezręcznie. Bo od czego ma zacząć? Usiadła na kanapie.
- A w ogóle co to za robienie niespodzianek?
- Nudziło mi się w Krakowie. Marcel jest... - zagryzła wargę – w Zakopanem a ja zostałam sama – wymamrotała czując ból w okolicach mostka na wspomnienie swojego, byłego już, narzeczonego. Pięć lat ze sobą spędzili. Nie mogła tego od razu przekreślić. Spojrzała na matkę, która wyraźnie cieszyła się widząc swoją jedynaczkę w domu. Blondynka podniosła wzrok słysząc kroki i spojrzała na ojca.
- Niunia – mężczyzna był szczęśliwy na jej widok. Dziewczyna podniosła się. Przytulił ją mocno do siebie i cmoknął czubek jej głowy. Dziewczyna poczuła jak traci nad sobą kontrolę. Tego było za wiele. Nie mogła już grać i udawać, że wpadła w odwiedziny. Bo jak ma im powiedzieć, że wróciła na stałe? Że Kraków to nie to? Że Marcel to nie to? A przecież tak się cieszyli gdy oznajmili im o zaręczynach. Rozpłakała się jak małe dziecko. Bo tak się tu czuła. Wśród rodziców czuła się jak ośmiolatka.
- Klara co się dzieje? - rodzice spojrzeli na nią zaskoczeni i przerażeni. Tak nagle zalała się łzami. Spojrzała na nich czując jak łzy toczą się po jej twarzy.
- Wracam do domu. Ślubu nie będzie, nic nie będzie – oznajmiła zagryzając wargę i pociągając nosem. Para wlepiła w nią zaskoczeni wzrok.
                                         ~*~
Wszedł do hali i jak miał w zwyczaju położył torbę na podłogę. Pociągnął ją w kierunku szatni. Znów musi udawać, znowu musi uśmiechać się. Nie chciał nikogo obrzucać swoimi problemami. Tak, rozwodzi się. Aśce znudziło się wieczne czekanie na męża piłkarza, który nie dość gry w klubu, jest reprezentantem kraju. Już się wyprowadziła. Ale najgorszym ciosem jest to, że jeśli zniknie jego żona, zniknie jego córka. Nie potrafił tego przeboleć, jak może zapomnieć o swojej najrozkoszniejszej kruszynce? Zagryzł wargę czując niemoc i panikę, które wylały się na niego jak kubeł zimnej wody. Czuł się po prostu źle. A tu przychodził, żeby zapomnieć, wyładować się. Przez te dwie – trzy godziny zapominał o swoich problemach. Liczyła się piłka i bramka. Obecnie musi być w świetnej formie, żeby w następnym meczy zdeklasować przeciwników. Nacisnął klamkę i otoczyła go cisza. Do rozpoczęcia miał jeszcze pół godziny. W spokoju się przebierze. I nie będzie musiał odpowiadać na pytania kolegów co z nim. Bo nie miał zamiaru płakać na ramieniu któregokolwiek. Zatrzymał się przy swojej szafce i ściągnął kurtkę. Byli prawie wszyscy. Dostrzegł i Tomczaka rzeczy, i Bartka i Grześka. Brakowało tylko Sławka, który jak to zwykle przybędzie pięć minut przed rozpoczęciem. Było mu to bez różnicy obecnie czy wszyscy są, czy kogoś brakuje. Miał swoje problemy. Zsunął z głowy bluzę i torbę rzucił na ławkę. Rozpiął ją, wyszukał ochraniacz i wcisnął go na siebie. Miał dość tej szopki. Dlaczego Aśce zależy na tym, by Oliwka wyjechała z nią? Wie doskonale, że Michał jest w stanie zrobić dla córki wszystko. A ona zadaje mu cios poniżej pasa. Życie jest nie fair. Zresztą wierzył, że to brunetka jest tą jedyną. Diabeł zrobił mu niezłego figla. Poprawił koszulkę unosząc wzrok w sufit. Musi się koniecznie opanować. Użalenie się nad sobą w głębi duszy nie pomoże mu absolutnie w niczym. Chciał spokoju, ciszy i żeby każdy miał taki sam pilot, którym może cofnąć czas. I albo by nie poznawał Aśki, albo spasował z grą gdy mógł. Bo chciał mieć normalną rodzinę. Kogoś kto zaakceptuje jego pasję, pracę. Kogoś kto będzie czekał na niego co dzień. Kogoś kto będzie lekiem na całe zło, na przegrany mecz, natrętną kontuzję. Kogoś kto będzie motywował go do działania. Potrzebował oparcia. Usiadł na ławce obok swojej torby i zaczął pozbywać się butów. Westchnął cicho opierając głowę na rękach. Czuł się opuszczony, zagubiony. Bo co dzień budzi się z myślą co dalej. Jeśli z Oliwką widzieć się będzie raz na jakiś czas, oszaleje. Musiał przyznać, że do Joanny już się przyzwyczaił. Że jest i czeka na niego. Nie odnajdywał w tym od jakiegoś czasu, żaru jak na początku. Tęsknił, mówił że kocha ale ile było w tym prawdy? Na chwilę obecną absolutnie nic. Chociaż gdy powiedziała mu o planowanym rozwodzie on poczuł jakby otrzymał cios obuchem w głowę. Jego życie znowu się rozregulowało. Coś ważnego umknęło mu między palcami. Może kogoś innego poznała? A może to on? Może znowu stał się dla niej zbyt oschły i zimny? Nie wiedział gdzie popełnił błąd. Brał całą winę na siebie. Nie próbował ją od tego odwieść. Znał ją na tyle dobrze i wiedział, że jak ona coś postanowi żadna siła nie odwiedzie jej od realizacji pomysłu. Znudziło jej się bycie księżniczką na miękkim tronie? I jej, i Oli był w stanie uchylić nieba. Był gotów na wyrzeczenia. Gdyby tylko Asia coś powiedziała. Ona jednak wolała milczeć i zbierać w sobie gorycz. Aniżeli złapać go za bety, posadzić przed sobą porozmawiać. Tak jak kiedyś. Podniósł się i rozpiął pasek. To było pozbawione sensu. Został sam jak palec bez lepszych perspektyw. Spojrzał na spodenki leżące na dnie torby. Piłka ręczna była jego pasją. To dzięki Bartkowi zaczął grać. Starszy brat pomógł mu stawiać na parkiecie pierwsze kroki. I będzie mu za to wdzięczny do końca życia. Ponownie usiadł i wydobył buty wraz z skarpetami i ochraniaczami na kolana. Nie czuł się na siłach żeby zbywać kolegów. To wszystko sprawiło, że znowu się zgubił. I znowu nie wiedział jak ma to rozegrać. Na parkiecie radził sobie świetnie. Ale jeśli chodzi o życie to tam nie był dobrym strategiem. Najważniejszy mecz właśnie przegrał. Stawką było szczęście i rodzina. Podniósł się i wyszedł z szatni. Skierował swoje kroki na salę, gdzie słyszał rozentuzjazmowanych kolegów. Złapał za klamkę i wziął głęboki wdech.
- No Dzidziuś, przyklej sobie do twarzy ten beztroski uśmieszek i udawaj, że nic się nie dzieje – wymamrotał do siebie i nacisnął klamkę. Uderzył w niego zapach gumy i pisk butów o parkiet. Od razu polepszył mu się humor. Zostawia życie prywatne za drzwiami. Zmrużył oczy od ostrzejszego oświetlenia hali wchodząc do środka. Szykowali się już aby wyciągnąć piłki i zacząć się bawić za co otrzymają burę od trenera.
----------------------------------------------
Jestem totalnie niecierpliwa! Na prawdę.
Nawet w tym przypadku nie mogłam się powstrzymać. I oto jest.
Rozdział 1 przed Wami

Zapraszam i proszę. I witam :D

5 komentarzy:

  1. Aaaaa!!!!! wreszcie:) Super:) czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja czytam tylko siatkarskie, tak tu się skuszę i zostanę.
    Ogólnie mam urazę do imienia Marcel, a teraz pogłębiła się jeszcze bardziej. Jeśli możesz to informuj na gg: 46310820 lub na blogu: zakazane-slowa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, ja też tak mam, nie potrafię czekać. Wielokrotnie mogliście być tego świadkiem, obiecuję, że coś dodam tego dnia, że musicie poczekać, a i tak dodam to szybciej, bo strasznie mnie kusi :) Ale bardzo się cieszę, że nie kazałaś nam długo czekać na początek, bo szczerze mówiąc, odkąd pojawili się tu bohaterowie, jestem strasznie podekscytowana tym opowiadaniem. I już nie mogę doczekać się spotkania Dzidzi z Klarą (swoją drogą, zastanawiam się, czy oni już się znają, czy dopiero się poznają?), Bogdana Wenty w akcji (bo liczę, że będzie chciał w jakiś sposób pomóc swojej córce, tak samo i swojemu graczowi w trudnych chwilach w ich życiu) i w ogóle... tego wszystkiego! :) Także czekam i pozdrawiam! :*

    PS A co do naszego spotkania, to jestem ZA! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem i ja!
    Kurde, nie dość, że Michał Jurecki, którego jest pełno w mojej łepetynce, to jeszcze zła Joanna. Wybaczcie mi wszystkie fajne Aśki, ale po prostu nie lubię tego imienia ;p
    No i jeszcze Klara Wenta, to mi przypomina pierwsze opowiadanie, które czytałam. Dziękuję Ci za ten rozdział i czekam na wiele więcej :) Zapraszam na Michała do mnie na mydlo--powidlo.blogspot.com i na Lijka na handball-love.blogpost.com no i na moje nowiutkie, swiezutkie opowiadanie:
    http://ona-on-siatkowka.blogspot.com/

    buźki ;*
    Zakręcona :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I dobrze, nie mammy nic przeciwko twojej niecierpliwości:D
    Rozdział super i czekam na kolejny:)
    precio-de-la-victoria.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń